"Prezentacje" zaczniemy od polskiej strony, czyli od wszystkim znanego Druha:
Nie ukrywam, że zawsze go chciałam mieć i dostałam od Michała, przyjaciela mojego chłopaka, za co mu bardzo dziękuję. Na 80% jest sprawny, ale myślę, że raczej nigdy nie spróbuję zrobić nim zdjęć, przez koszty kliszy i wywołania.
Kolejnym moim "dzieckiem" jest następca Druha czyli Ami:
Ami robi bardzo ciekawe zdjęcia, trochę w klimatach Holgi. Czeka wciąż na swoją kolej i na pewno kiedyś zostanie użyty :).
Lubitel 166B, również wszystkim znany:
Trafił mi się bez jednego "oczka" ale i tak cieszę się, że go mam.
Franka, trzeba przyznać, że aparaty z mieszkiem mają swój urok:
Kolejny z harmonijką, Royal:
Jedyna kamera w mojej kolekcji, ale jaka piękna! Quarz-2M:
Minolta X-300:
Co roku, na Jarmark Dominikański, oszczędzam trochę pieniędzy i szukam nowych, konkretnych zdobyczy. W tym, trafiła mi się ta Minolta wraz z dwoma obiektywami (jeszcze tele.) Niestety, euforia szybko opadła, bo tak jak działał pierwszy dzień, potem poszła migawka. Jak na aparat + dwa obiektywy, kosztowała na prawdę mało, no ale kurde, mogłaby nie robić sobie jaj ;p.
Kodak EK160:
Moje ostatnie znalezisko. Ileż mi dało radości znaleźć, sprawny aparat z 3-ema wkładami, torbą i lampami błyskowymi! Zapomnialabym o oryginalnej instrukcji, jeszcze nigdy takiego zestawu nie udało mi się znaleźć, za... 40zł!. Wkłady mają 30 lat i dają wiele do życzenia, ale frajda - bezcenna:
Lomo:
Tzw. sekwencyjne lub akcja. Lekki jak piórko, ma się wrażenie, że jest wykonany z gorszej jakości niż aparaty jednorazowe. Do dziś się zastanawiam, czy był wart swojej ceny... W każdym razie, w kolekcji Lomo obowiązkowo musi być:
Polaroidy 630SL i 636:
Pierwszego Polaroida dostałam od Tomasza, którego bardzo pozdrawiam, a drugiego od znajomego rodziny. Oba są sprawne i oba są super. Szkoda tylko, że nowe wkłady są drogie i słabe jakościowo... Nie raz zdarzało mi się, że wychodziło puste zdjęcie:
Polaroid 300:
Plusem jest to, że wkłądy kosztują 30zł za 10zdjęć, zamiast jak w poprzednich ok. 80zł za 8 zdjęć... Nie ma takiego uroku jak w starych Polaroidach, ale halo! Przecież to i tak świetna sprawa!!!
Pentax:
Przyznam szczerze, że ten aparat to było dla mnie dziwne zjawisko. Coś pomiędzy aparatem cyfrowym a analogowym, mimo że dalej na kliszę. Czyli tak naprawdę scyfryzowany aparat analogowy (posiadający silniczek do przewijania kliszy, z automatycznym (!) ustawianiem ostrości).
Pentacon six TL:
Kupując go rok temu, rownież na Jarmarku, uznałam, ze jestem fotografem kompletnym, bo w końcu mam taki aparat o którym zawsze marzyłam! Zdjęcia robi cudeńko. Ubolewam tylko nad kosztem kliszy i wywołania, ale dla takich zdjęć warto :). Jest dosyć ciężki i migawka chodzi slabo, więc rzadko zabieram go na sesje, czego żałuję.
Zenit 12xp:
Mój ukochany, numer jeden. Zabieram go ze sobą na prawdę często. Gdyby coś się mu stało, poważnie bym się zapłakała! Jest ze mną od samego początku przygody z fotografią i nigdy nie zejdzie na dalszy plan.
To by było wszystko w temacie "chwalenia się". Trzeba się teraz zastanowić nad nowym meblem, bo nie mam gdzie tego trzymać...
Ty się naprawdę pasjonujesz fotografią i starymi aparatami fotograficznymi :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zaprzestałaś wstawiania zdjęć na Photobloga, zawsze je lubiłem, szczególnie te mniej lub bardziej pod słońce.
Ah wiem... Sama do siebie mam żal, ale dorosłość jest okrutniejsza niż mówili :(. Sama nie wiem gdzie ten czas leci... Mogę do listy swoich postanowień noworocznych dodać, zwiększenie częstotliwości dodawania zdjęć na Photobloga :).
Usuń